Dwa i pół miesiąca...
Całkiem słuszne wakacje, zdecydowanie najdłuższe w mojej ośmioletniej(!), blogowej karierze.
Po tysiącach godzin spędzonych przed monitorem przez ostatnie półtora roku potrzebowałam porządnego resetu od wirtualnej rzeczywistości. Komputer schowałam głęboko do szafy, wyłączyłam wszystkie służbowe aplikacje na telefonie i postanowiłam odetchnąć trochę od świata on-line.
Dobry to był czas, pełen słońca, kolorów i smaków lata, które wciąż cierpliwie zamykam w słoikach aby ogrzać zmysły zimową porą. Oczywiście rękodzielniczo też sporo się dzieje, bo nie ma większej przyjemności po pracowitym, upalnym dniu jak zatopić się w wygodnym leżaku i delektując się swojskim plackiem z rabarbarem, wziąć do ręki czółenko albo jakieś inne szydełko;-)
Być może kiedyś tymi wytworami ciepłych letnich wieczorów się z Wami podzielę, ale dziś zdecydowanie zacząć wypada od obowiązków.
Tak się składa, że ostatnio zarówno moje rozstania z wirtualnym światem jak i powroty do niego wiąże jedna i ta sama przyczyna, czyli pandemia. Na całe szczęście ta nasza, blogowa tylko z przyjemnościami jest związana i życzę nam, aby tylko ta z nami została po wakacjach.
Dni mijają szybko i to już moja ostatnia szydełkowa inspiracja w
naszej zabawie>>, w
następnych miesiącach za szydełko będzie łapać
Ania>>. Z tej okazji przygotowałam
aż dwie szydełkowe inspiracje, bo najpierw wpadł mi do głowy jeden pomysł, potem urodził się inny a ja nie potrafiłam wybrać, który
lepszy więc są oba ;-)
Jak do tej pory inspirowałam dzielnie słupkami
reliefowymi i wzorami, na których można było połamać szydełkową głowę więc w ostatniej inspiracji postanowiłam wymyślić coś zdecydowanie
łatwiejszego, żeby dobre wspomnienie po sobie zostawić;-) Pierwsza jako inspiracja wystąpi śnieżynka
Frostfangs
o dość nietypowym kształcie.
Jej pierwowzór (i rozpiska po angielsku) pochodzi z tej
strony>> ale na stronie
Szkoły szydełkowania>> znajdziecie schemat oraz filmik, oczywiście w rodzimym języku.
Druga
inspiracja to zachęta do twórczych potyczek. Uwielbiam leciutkie jak
piórko i najłatwiejsze na świecie śnieżynki, w których głównym bohaterem
jest najzwyklejszy, szydełkowy łańcuszek. Nie dość, że dzierga się
szybciutko a wzory można sobie wymyślać na poczekaniu, to jeszcze można poszaleć z upinaniem i z tego samego wzoru
mieć różne śnieżynki.
To
jeden, prościutki wzór, oczywiście jeśli ktoś wprawnie włada szydełkiem,
to rozczyta go ze zdjęcia ale gdyby ktoś miał ochotę wykorzystać akurat ten wzór to, aby nie trzeba było łamać głowy w wakacyjny czas, wyjaśnię, że w pierwszym rzędzie na magicznym kółku znajduje się 12 słupków (jako pierwszy oczywiście trzy oczka łańcuszka) a w drugim rzędzie ilość oczek łańcuszka zapisałam na rysunku. Ramiona są dołączone do pierwszego rzędu za pomocą słupków ale myślę, że i oczka ścisłe doskonale zdałyby egzamin. Dodam jeszcze tylko, że zamykając łańcuszki oczkiem ścisłym zawsze łapie za dwie nitki łańcuszka aby uniknąć nieestetycznych dziur po rozciągnięciu oczka.
Skoro już wydobyłam z szafy i odkurzyłam swój sprzęt komputerowy to pozostając w temacie dołączam zdjęcia moich inspiracji z ubiegłych miesięcy.
W czerwcu było szydełko reliefowe i piękne wzory
Vitagul>>, z których osobiście wykorzystałam tylko jeden ale na pewno nadrobię, boprzecudne są te śnieżynki.
W lipcu inspirowałam frywolitką i postawiłam na klasykę, czyli śnieżynkę autorstwa perfekcyjnej Robin Perfetti. (
wzór>>)
Tym sposobem mogę uznać, ze zaległe fale pandemii mam nadrobione;-)
Życzę Wam miłego dziergania i całego mnóstwa pomysłów na pandemiczne koronki w ten dobiegający nieubłaganie końca wakacyjny czas.
Nie obiecuję, że będę bywać częściej w blogowym świecie ale spróbuję powalczyć z demonami "komputerowstrętu" a co z tego wyjdzie, czas pokaże...
Do napisania :-)
Ola