Listopadowo...
No i przyszedł... , chyba najbardziej mroczny miesiąc roku. Myślę, że listopad jest tylko po to, byśmy nauczyli się doceniać wszystkie pozostałe miesiące:-). Gdybym tylko mogła, to uciekłabym na ten czas w jakieś słoneczne miejsce świata, po cichu zazdroszczę wszystkim, którzy mogą sobie zorganizować wakacje w listopadzie;-). Ja najchętniej wykreśliłabym ten miesiąc z kalendarza. Jest jednak jeden dzień w listopadzie, którego by mi wówczas brakowało, nawet bardzo. Ten dzień jest właśnie dziś. Chociaż to wczoraj oficjalnie świętowaliśmy, to tak naprawdę dopiero dziś, kiedy na ciągle bijących ciepłym światłem cmentarzach robi się spokojnie i cały ten zgiełk cichnie jest czas na spacer, spokojną zadumę i wspomnienia. I właśnie z wspomnieniem dziś do Was przychodzę. Dokładnie rok i kilkanaście dni temu pożegnaliśmy Danusię>>, specjalistkę od mikroskopijnych krzyżyków i kominiarczyków. Wśród szczerze obdarowanych przez Danusię osób znalazłam się także ja. Zachwyciłam się kiedyś Danusiowym kominiarczykiem pod jakimś postem i jak to bywa w naszym blogowym świecie, zostałam zaskoczona paczuszką (pisałam o tym tutaj>>). Miałam tylko jedno zadanie, musiałam te podarowane przez Danusię hafty oprawić. Nie znam się zupełnie na oprawianiu haftów, więc obiecałam Danusi, że jak się podszkolę i zdobędę odpowiednie ramki, to hafciki fachowo oprawię i jej pokażę. Niestety nie zdążyłam... Myślę, że właśnie dziś jest najlepszy dzień, by pokazać Wam i Danusi, że starałam się jednak słowa dotrzymać.
Najpierw, piękne haftowane różyczki, do których nie mogłam znaleźć odpowiedniej wielkości ramki. Stanęło więc na zwykłej ramce z samodzielnie dociętym passe partout.
Najpierw, piękne haftowane różyczki, do których nie mogłam znaleźć odpowiedniej wielkości ramki. Stanęło więc na zwykłej ramce z samodzielnie dociętym passe partout.
Może te oprawy nie są do końca fachowe, ale mam nadzieję, że udało mi się dotrzymać słowa.
Dziękuję Danusiu [*]
Za chwilę uciekam na tradycyjny, zaduszkowy spacer wieczorny. Tak się składa, że to nie będzie daleki spacer, bo mieszkam naprzeciwko cmentarza. Przez wiele lat jego widok z okna towarzyszył mi codziennie. Dzisiaj przysłaniają go rozrośnięte drzewa i pobudowane w międzyczasie budynki, ale mijam go praktycznie codziennie w drodze do pracy. Bardzo często, kiedy latem zaszywam się w ogrodzie, a ruch na drodze na chwilę cichnie słyszę pożegnalne nabożeństwa. Pamiętam, że na początku trochę mi to przeszkadzało, dziś wprost przeciwnie. Takie codzienne memento mori jest doskonałym motywatorem do życia, najlepiej na pełnej petardzie, jak pisał śp. ks. Jan Kaczkowski. Ten zupełnie niezwykły człowiek, ksiądz i założyciel hospicjum, który nazywał siebie onkocelebrytą albo coachem dobrej śmierci, towarzyszy mi bardzo często. To właśnie jego książki - pełne mądrych, prostych słów, bez tanich pocieszeń i egzaltowanych myśli, okraszone odpowiednia dozą ironii i błyskotliwości niesłabnącej nawet w obliczu śmiertelnej choroby - uczą mnie często radzić sobie ze strachem, który chcąc nie chcąc, zagląda mi czasami w oczy bardzo mocno. Można się z Janem nie zgadzać w kwestiach wiary, on sam miał wielki szacunek dla ludzi niewierzących, ale z całą pewnością w takie dni jak dzisiejszy, kiedy w sposób naturalny przychodzi zaduma nad sensem życia i śmierci warto sięgnąć po jego słowa.
Więc z tą zadumą i słowami, specjalnie na dziś od ks. Jana, Was dziś zostawiam i uciekam poszukać swojej zadumy...
***
Często jesteś pytany, komu się łatwiej odchodzi z tego świata-
wierzącym, czy niewierzącym. I czego żałują, gdy już wiedzą, że zostało
im mało czasu?
(...) Mam taką obserwację, że łatwiej się umiera tym którzy kochali.(...) Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś się skarżył, że był biedny, całe życie musiał tyrać albo nie pojechał na Seszele. Ale wielokrotnie widziałem żal z powodu głupio zerwanych relacji.
(...) Mam taką obserwację, że łatwiej się umiera tym którzy kochali.(...) Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś się skarżył, że był biedny, całe życie musiał tyrać albo nie pojechał na Seszele. Ale wielokrotnie widziałem żal z powodu głupio zerwanych relacji.
***
Jeśli okaże się, że śmierć to zwykłe game over, wcale nie jestem tym przerażony. Po prostu wynikać z tego będzie tyle, że jesteśmy najinteligentniejszą formą istnienia białka. Taki scenariusz wydaje mi się logiczny, ale bardzo mało prawdopodobny. I nawet gdyby miał być prawdziwy, to w żadnej mierze nie jest argumentem za tym, żebyśmy byli łajdakami.
***
– Można o śmierci mówić na wesoło?
– Uwielbiam to robić.
– Pewnie wynika to z twojego charakteru i z tego, że wierzysz, że coś jest dalej.
– Więcej wątpię, niż wierzę. Mam wątpliwości. Czy Kościół to nie jest ściema, czy to wszystko nie jest – jak mówią cynicy watykańscy – podatkiem od marzeń. Szczególnie, że pochodzę z takiego domu, który się Panu Bogu nie narzucał, delikatnie rzecz ujmując.
– Można o śmierci mówić na wesoło?
– Uwielbiam to robić.
– Pewnie wynika to z twojego charakteru i z tego, że wierzysz, że coś jest dalej.
– Więcej wątpię, niż wierzę. Mam wątpliwości. Czy Kościół to nie jest ściema, czy to wszystko nie jest – jak mówią cynicy watykańscy – podatkiem od marzeń. Szczególnie, że pochodzę z takiego domu, który się Panu Bogu nie narzucał, delikatnie rzecz ujmując.
***
Nie da się uciec od myślenia o własnej śmierci, będąc śmiertelnie
chorym. Zresztą ze śmierci trzeba żartować, bo gdyby śmierć była
śmiertelnie poważna, to by nas zabiła.
pięknie oprawiłaś te Danusiowe hafty! Jestem pewna, że siedzi ona sobie teraz tam, na górze, gdzie żadne listopadowe chłody niestraszne i stawia te swoje małe krzyżyczki...
OdpowiedzUsuńRefleksyjnie u Ciebie dzisiaj...
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio myślałam o Danusi...
OdpowiedzUsuńCudownie że oprawiłaś te hafty! Są wspaniałą pamiątką po cudownej osobie.
Pozdrawiam Olu:)
Oj, Danusi podobałaby się oprawa jej ślicznych haftów:))
OdpowiedzUsuńPiękny wpis! bardzo piękny i mądry, i chciałabym go na zawsze zapisać w mojej głowie.
Z wiekiem polubiłam te dwa dni, które zmuszają do zadumy i przywołują wiele dobrych wspomnień. Listopad jest ciężkim miesiącem, a ja mam imieniny w tym miesiącu i marzenie, żeby od następnego roku nie przestawiać czasu na zimowy.:)))
OdpowiedzUsuńCzęsto myślę o Danusi, szczególnie w takie dni jak dziś. Tym bardziej że to ja pierwsza się dowiedziałam o jej śmierci. Pięknie to wszystko Olu napisałaś, takie refleksje które chyba każdą z nas nachodzą od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńPięknej oprawy doczekały się hafty Danusi, do dziś nie wiem jak ona potrafiła wyszywać tak drobne krzyżyki przy swojej chorobie.
Dziękuję Ci z aten post , pełen wspomnień i reflekcji.
Buziaczki
Olu ten ostatni cytat jest rewelacyjny, choć i poprzednie mają wiele mądrości w sobie.
OdpowiedzUsuńA Danusie wspominam patrząc codziennie na Jej uśmiechniętego kominiarczyka, bo i ja jestem ta szczęściarą.
Buziaki przesyłam i oby do wiosny, nie lubię tego czasu który właśnie nadszedł, ale paradoksalnie mam teraz najwięcej czasu na tworzenie
Buziam i pozdrawiam serdecznie
Świetnie wywiązałaś się z zadania. Podpisuję się pod Twoim refleksyjnym postem, chociaż listopad mi w kalendarzu nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńPozostała Ci piękna pamiątka, po nietuzimkowej osobie. I chyba o to chodzi w tej naszej pamięci o tych, co odeszli, żeby mówić o nich z radością i uśmiechem i wspominać tylko to co dobre.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszajacy ten wpis. Dziekuje za pamiec i tak niesamowite kometarze, za pamietacie o mojej mamie. Pozdrawiam wszystkich i niedlugo ukarze sie cos na jej blogu...Iwona
OdpowiedzUsuńOlu, piękny, refleksyjny post :-)
OdpowiedzUsuńWspaniale, że są takie dni, które zachęcają do zwolnienia, zastanowienia się i wspomnień...
A Danusiowe hafciki są śliczne w Twojej oprawie.
Nie zdążyłam niestety poznać Danusi i jej bloga, ale bardzo mnie poruszył Twój post i to, że o niej pamiętacie, że wspominacie ją i jej prace, ogromnie to miłe. I jej też pewnie jest miło kiedy widzi jak pięknie oprawiłaś jej hafty :)
OdpowiedzUsuń... [*]... Pieknie
OdpowiedzUsuńDanusia na pewno cieszy się że hafciki oprawione, a jeszcze bardziej, że po prostu o niej pamiętasz:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPięknie uczczona pamięć. Pięknie. I niech tak zostanie. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńWspaniałe cytaty, pelne przemyslen i dodajace otuchy nam tu na ziemi. Bardzo mnie ujeły Twoje slowa. Złapały za serducho. Danusia na zawsze pozostanie w naszej pamieci. Oprawiłaś Olu hafty wspaniale. Buziaczki kochana i uściski posyłam.
OdpowiedzUsuńWspaniałe cytaty, pelne przemyslen i dodajace otuchy nam tu na ziemi. Bardzo mnie ujeły Twoje slowa. Złapały za serducho. Danusia na zawsze pozostanie w naszej pamieci. Oprawiłaś Olu hafty wspaniale. Buziaczki kochana i uściski posyłam.
OdpowiedzUsuńPiękny post. Nosytslgiczny taki listopadowy. Ten miesiac zawsze mnie tak nastraja. Hafty Danusi cudne.Masz pamiątkę po niej
OdpowiedzUsuńPiękne hafty. Brakuje Danusi w blogowym światku.Niejednokrotnie wracam do jej wpisów i podziwiam na nowo prace. To też ciężki dla mnie miesiąc gdyż nie mam możliwości odwiedzić grobów bliskich , zwłaszcza taty którego pożegnałam 2 lata temu.
OdpowiedzUsuń