Koronka po przejściach ;-)
Upał i inne życiowe okoliczności sprawiły, że musiałam sobie odpuścić kolejną lekcję koronki klockowej w malowniczym Wilanowie. Było nie było, do tego Wilanowa mam przeszło 350 kilometrów, a jako kobieta po przejściach;-) muszę trochę uważać z realizacją swoich szalonych pomysłów. Na lekcji mnie nie było, ale przecież nieobecność nie zwalnia z konieczności nadrobienia zaległości w nauce. Na całe szczęście w tym nadrabianiu cierpliwie pomagała mi koleżanka ze "szkolnej" ławki, czyli Justynka>>. Lekko nie było;-), ale z tych bardzo fachowych korepetycji i mojego uporu (no trochę sobie poklęłam przy okazji:)) powstała pewna koronkowa zakładka. Nie jest oczywiście doskonała, a wręcz uroczo niedoskonała i ma kilka błędów dostrzeżonych na takim etapie, że już nie bardzo chciało mi się pruć, ale to moja pierwsza koronkowa praca, która już "coś" przypomina więc postanowiłam jednak ją pokazać.
Poza tym koronka przeszła swoje kiedy próbowałam przywrócić jej biały kolor. W koronce klockowej nitki tka się na papierowym wzorze przypiętym do wałka (jak np. tu>>). Wzór przesłany mailem przez Justynkę i wydrukowany na laserowej drukarce okazał się niestety mocno brudzący, a ja przez ten swój zapał do nauki nie pomyślałam o podpięciu podkładki z folii. W każdym razie po zakończeniu pracy zakładka miała kolor szarawo - siny z wyraźnymi ciemniejszymi przebarwieniami w miejscach gdzie mocniej wbiłam szpileczki. Gdzieś wyczytałam, że koronkę klockową można zblokować krochmaląc już na wałku, czyli przed odpięciem szpilek. Ja tego zrobić nie mogłam, bo pod pracą miałam papier no i oczywiście najpierw musiałam spróbować wyprać i wybielić na ile się dało efekty swojego gapiostwa. Po tych wszystkich przejściach mam swoją, lekko umęczoną:), pierwszą klockowa zakładkę. Blokowanie i kolejne wbijanie szpileczek już sobie odpuściłam, lekko tylko usztywniłam krochmalem.
Justynko bardzo serdecznie dziękuje za cierpliwe wsparcie i pomoc w nadrabianiu zaległości. Mam nadzieję, że na następnej lekcji mnie nie zabraknie;-)
Tradycyjnie przy okazji prezentacji zakładki wystąpiła książka, którą czytam do poduchy. Nie powiem że polecam, bo dopiero zaczęłam, ale nazwiska obiecują: Dorota Wellman w rozmowie z Januszem Leonem Wiśniewskim zatytułowanej "Arytmia uczuć".
Pozdrawiam serdecznie i zmykam do pracy, bo w ogrodzie czekają pierwsze zbiory:-)
Ola