Spontanicznie ;-)
Najbardziej spontaniczne są dzieci, potem rosną... a wraz ze wzrostem przybywa im rozwagi, odpowiedzialności i tzw. życiowej mądrości. Te wszystkie tak ważne przymioty sprawiają, że spontaniczność przysypia. Moja przysnęła z pewnością, bo raczej za młodu mi jej nie brakowało. Na hasło przyjaciół potrafiłam spakować się w pół godziny i nie zważając na braki budżetowe ruszyć na drugi koniec Polski. Oczywiście nie było mowy o zapewnieniu noclegów czy rezerwacji biletów bo Internet dopiero co narodził się w głowach amerykańskich wojskowych. Jak tak sobie dziś o tym myślę, to trochę współczuję moim rodzicom;-) bo korzystając z początków dorosłości, znikałam z domu często nie wiedząc nawet dokąd jadę i kiedy wrócę, a o kontakcie takim jak dziś nie było oczywiście mowy, w domu nie mieliśmy nawet zwykłego telefonu. Gdyby mój, bądź co bądź dorosły już syn, postanowił tak zniknąć, to chyba zeszłabym na zawał już pierwszego dnia:-)
Spontaniczność obudziła się we mnie zupełnie niespodziewanie pod koniec ubiegłego tygodnia. Najpierw wymyśliłam sobie że dołączę do supłania Renulkowej Wiosny 2018>>. Oczywiście pomysł to szalony biorąc pod uwagę deficyty czasowe i ogrom pracy jaką trzeba włożyć w taką serwetę. I o ile w czwartek wieczorem nawinęłam pracowicie czółenka i poszłam spać z postanowieniem supłania, o tyle w piątek rano byłam już przekonana, że to jednak nie był dobry pomysł...
Potem moje myślenie rękodzielnicze zostało storpedowane kolejnym, bardzo spontanicznym pomysłem. Sprawcą całego zamieszania był mój mąż, któremu trafił się kurs w kierunku bałtyckich plaż. W godzinę spakowałam walizki i dosłownie uciekłam z domu. Dobrze, że nie bardzo miałam czas na myślenie, bo pewnie znalazłabym tysiąc powodów żeby sobie taki wypad odpuścić. Przecież "dziecko" do domu wraca a do tego pies, kot, dom, zimny luty, katar... Tak się skupiłam na pakowaniu i ekspresowym rezerwowaniu noclegu, że te wszystkie powody przyszły mi do głowy dopiero po drodze:-)
Nawinięte czółenka pojechały oczywiście ze mną, nici starczyło na trzy i pół rządka...
A lutowe morze jest równie piękne jak to letnie, z tym że bywa bardziej wietrzne i przejmująco zimne. Pogodę wynagradzają jednak puste plaże, spokój i brak zapachów spalonego oleju.
Wróciłam..., dom stoi, dziecko nie umarło z głodu, mój katar przycichł poczęstowany jodem a pies i kot mają się dobrze, tylko zdecydowanie domagają się więcej uwagi;-)
I chociaż nie obyło się zupełnie bez problemów, to chyba będę częściej spontanicznie uciekać z domu, podobno na starość się dziecinnieje;-)
Pozdrawiam:-)
mam bardzo podobne zdjęcie jak to pierwsze z mewą;D
OdpowiedzUsuńale wszystkie są piękne.
Chyba Ci zazdroszczę, nigdy nie byłam spontaniczna, zawsze musiałam przemyśleć sprawę, znaleźć za i przeciw i tak mi już zostało
Olu serwetka jest piękna wiec nie dziw że sie skusiłaś, teraz już będzie lepiej i na pewno ją skończysz
Pozdrawiam serdecznie
I tak trzymaj! Czasami jesteśmy młodzi i i ten powiew wyzwala w nas spontaniczność. Siostrę mojej Plameczki ściskam mocno, a serwetka na pewno będzie cudna.
OdpowiedzUsuńBiedni byli nasi rodzice, nasza spontaniczność kosztowała ich sporo nerwów. Piszę nasza, bo to była również moja cecha, na szczęście u mnie też pozostało jej dużo i jakby z wiekiem jeszcze przybywa.
OdpowiedzUsuńWidać, że wypoczelaś nad morzem, zdjęcia piękne, serweta będzie cudna, widać, że robiona z pomocą małego pomocnika. Aż zazdraszczam.:))
Pozdrawiam:))
Podoba mi się ten zapał, którym się wykazałaś. Oby więcej takich akcji, bo dzięki temu czujemy, że żyjemy :-)
OdpowiedzUsuńNo i tak powinno być , spontaniczność zawsze wychodzi na dobre. To taki uzdrawiający zastrzyk dobrego humoru i pozytywnego mysśenia.
OdpowiedzUsuńSwoim rodzicom nie zazdroszczę bo tez miałam podobnie w młodości. Z drugiej strony myśle że nasi rodzice byli zdrowsi nie wiedząc jakie szalony pomysły przychodziły nam do głowy. Pocztówki z wakacji dochodziły tydzień po naszym powrocie :-)
Jeszcze nigdy nie byłam nad Bałtykiem zimą i chyba czas to zmienić :-)
Serwetka marzenie , będzie cudna a fotki lutowego Bałtyku przepiękne.
Pozdrawiam
Serwetka Olu bedzie cudna!!! Podziwiam każda frywolitkę a te duże prace sa cudne! Jeśli chodzi o spontaniczność to u mnie to działa cały czas, gdyby nie czasy ze trzeba sie u innych "zapowiadać" to pewnie nigdy bym tego nie robiła :) lubie takie akcje bardzo, gorzej z maluchami.... Sciskam!!!
OdpowiedzUsuńPiękny początek!! Myślę, że to bardzo fajna cecha, jednak przy gromadce dzieci nie ma mowy o spontanie:)) Może kiedyś...:) Zdjęcia cuuudne!
OdpowiedzUsuńOlu, serwetkę supłasz cudną!
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że zaczęłaś i pokazałaś - będziemy motywować i czekać na kolejne okrążenia...
Też jestem zdecydowanie za mało spontaniczna - i jak napiszę, że powinnam to przemyśleć, to znów górę weźmie rozwaga ;-)
Oj zazdroszczę Ci tego spontanicznego wyjazdu :) Hmm kurcze ja taki miałam cztery lata temu. Teraz w tym pędzącym świecie bardzo mi brakuje tej młodzieńczej spontaniczności :) Wspaniałą serwetkę zaczęłaś a kocurek wręcz uroczy :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZapomniałaś dopisać "romantycznie" ... ech, kobieta, mężczyzna, zimowy Bałtyk ...i super,że wzięłaś nitki tylko na trzy i pół rządka!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny spontaniczny wyjazd :) Zdjęcia świetne! Serwetkową Wiosnę też robię i jestem na 6 rządku;) Trzymam kciuki za supłanie serwetki! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tego spontanicznego wyjazdu... :) Wspaniałe fotografie, ujęłaś w nich klimat Bałtyku, aż zatęskniłam za morzem...
OdpowiedzUsuńSupłanie zapowiada się bardzo ładnie! ;)
Olu, to miałaś super "wyskok". Morze o tej porze roku jest piękne i ludzi malutko, a to jest ważne. Zazdroszczę:) Zdjęcia piękne! Praca także i kocio! Pomyziaj kocia za uszkiem, jest śliczny, uwielbiam buraski:)
OdpowiedzUsuńŚwietny spontaniczny wypad! Czytając post można odczuć, że akumulatorki naładowałaś do maximun;)
OdpowiedzUsuńJa niestety wszystko muszę mieć ułożone, zaplanowane. Spontaniczna byłam chyba tylko raz, gdy w wieku 5-ciu lat pojechałam na rowerku wybrudzona jajkiem do kościoła (1.5km) po mamę, a gdy mnie tam nie wpuścili pojechałam kilometr dalej, do babci;) Gdyby nie babcia to moja spontaniczność zakończyła by się opuchnietą pupą;)
Chciałabym kiedyś pospacerować nad morzem zimą.
Pozdrawiam Olu:)
Świetnie się do tego zabrałaś a serwetka będzie warta uwagi:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMłodzieżowy spontan w nieco dojrzalszym wydaniu, ale do starości jeszcze daleko. Czasem trzeba wyjść poza ramy i utarte szlaki, aby zobaczyć, co kryje się za horyzontem.
OdpowiedzUsuńA ja nie będę dużo pisać, bo jeszcze chcę chwilę podziwiać te piękne zdjęcia, najpiękniejszego morza na świecie.
OdpowiedzUsuńBrawo TY :-) Tak trzymaj :-)
Serwetka zapowiada sie uroczo. Oleńko spontaniczność to moje drugie imie. Uwielbiam robić rzeczy bez planowania i kalkulacji, chociaż to prawda, że z wiekiem jesteśmy bardziej " rozsądni", dlatego takie wyskoki nie są zbyt mocno wpisane w nasze życie. Ciekawe w którym to miejscu jest takie cudowne morze? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo wzburzone to Dąbki, a to spokojne to Łazy;-) ale nasze morze wszędzie jest piękne:-)
UsuńŚliczne to rękodzieło! Też byłam niedawno nad morzem. Aż żal było odjeżdżać. :< Kociak słodki, one wszystkie wariują jak pani nie ma. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Mój blog
Zazdroszczę Ci tej spontaniczności, ja zawsze byłam i pewnie jestem zbyt tchórzliwa, by zostawić dom, ojca , męża, dziecko i koty i tak "spontanicznie" uciec z domu. Czasem mi się marzy taka ucieczka, ale cóż... pozostaje tylko w strefie marzeń:). Piękne zdjęcia zrobiłaś - morze jest cudowne, te fale zatrzymane w kadrze, te obłoki, mewy!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Będzie piękna serwetka! Zapraszam do mnie na Candy :)))
OdpowiedzUsuń