Wszyscy chcą kochać;-)
Tak twierdzi melodyjnie królowa Maryla, chociaż rewelacyjny w swojej prostocie tekst do tej piosenki napisała Kasia Nosowska. Jeśli idzie o przebogaty świat rękodzieła, to osobiście jestem bardzo kochliwa. Czego się nie złapię, to się zakochuję. Czasem powoli, dojrzale i na długo, a czasem szaleńczo, chociaż na krótko jak małolata. Mnóstwo mam też w tej dziedzinie miłości platonicznych, których z premedytacją nie próbuję i czekam cierpliwie, aż mi przejdzie. Twórcza monogamia na szczęście nie obowiązuje i można sobie kochać do woli, a właściwie to do czasu;-), bo braki w dziedzinie czasu niewątpliwie trzymają w ryzach rozsądku tą moją kochliwość.
Frywolitka zdecydowanie należy do tych miłości dojrzałych. Wcale nie łatwo było ją pokochać. O ile z frywolitką igłową dogadałam się dość szybko, o tyle moje pierwsze randki z czółenkiem do przyjemnych raczej nie należały. To był taki okres w moim życiu, kiedy miałam dużo czasu na przyjemności, więc nie dałam za wygraną i kiedy wreszcie załapałam o co chodzi z tym magicznym supłaniem nitek, to zakochałam się na poważnie i chyba na wieki:-).
Dawno frywolitka na moim blogu nie gościła, ale skoro Justynka>> i Renia>> postanowiły zmobilizować wszystkich do supłania rozpoczynając cykl kolejnej zabawy z frywolitką>>, to chociaż troszkę drobiazgu sobie wczoraj wieczorem posupłałam próbując odgonić jesienną niemoc, która mnie ostatnio prześladuje. Na jakieś ambitne prace nie mam siły i czasu oczywiście, ale wysupłałam dwie skromniutkie pary kolczyków, które jak na frywolitkę przystało składają się z kółeczek i łuczków;-) zgodnie z tematem wrześniowego odcinka cyklu "Kocham frywolitkę". Obie pary są niebieskie, bo jako wielbicielce dżinsów zawsze niebieskie mi pasują i obie wykorzystują ten sam znany i prosty wzór rombu, który trochę zmodyfikowałam, tak aby kształt był bardziej wydłużony, a całość nie za duża. Zdjęcia kiepsko oddają rzeczywisty odcień niebieskiego kordonka, ale cóż, jesień;-)
Pierwsze ozdobiłam miedzianymi koralikami...
a drugie jasnym kulkami howlitu.
A żeby nie było tak zupełnie "przerombane";-) ze starszych niepublikowanych zapasów kolczyków dorzucam jeszcze do zabawy dwie inne pary. Małe czarne, które powinny mieć inne, oksydowane bigle, ale zawsze zapomnę je dokupić robiąc zapasy.
i na przekór pogodzie bardzo letnia para, która powstała jako test cieniowanego kordonka Babylo 20.
Mam nadzieję, że tyle kółek i łuczków wystarczy, aby chociaż skromnie potwierdzić moją miłość do frywolitki. To jeszcze banerek i rodzinny kolaż.
A skoro przy frywolitce jesteśmy, to wypada się wreszcie pochwalić pięknym komplecikiem, który dostałam od Justynki w nagrodę za teoretyczną znajomość atrakcji podróżniczych Europy. Justynko bardzo dziękuję, już lekko znoszony;-)
To miał być krótki, szybki post, ale chyba mi nie wyszedł;-) więc na koniec jeszcze jedna para kolczyków. Odkopałam wczoraj w zapasach dwie sówki, które kupiłam równo dwa lata temu odwiedzając jesienią Bałtyk. Miałam wtedy wobec nich ambitne plany makramowe, ale jak widać ta miłość mi na razie przeszła, więc żeby się te mądre ptaki nie marnowały powiesiłam je zwyczajnie na biglach i doczepiłam srebrne zawieszki. W sumie nawet mi się podoba, bo nic nie odciąga uwagi od misternie ozdobionych sówek.
Ojej sówki słodkie :)
OdpowiedzUsuńKusi mnie bardzo mocno i to od kilku już lat, ale ten czas.... Twoje frywolitki cudne i podziwiam z zazdrościa:)) no chyba muszę te czółenka okiełznać:)) Sówki też cudne i w sam raz dla nauczycielki:)) Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńKażda miłość jest piękna, a jeżeli dzięki niej powstają piękne rzeczy to ja się tylko cieszę. Wręcz jestem dumna, że nasz cykl pozwolił wypłynąć na szerokie wody takim zdolnościom. Śliczne frywolne drobiazgi, wszystkie, te przerombane i nie :-) Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńCudowne kolczyki! Wszystkie, a zwłaszcza te frywolitkowe! Zachwycam się!
OdpowiedzUsuńja we frywolitce kocham się niestety miłością nieodwzajemnioną...piękne kolczyki
OdpowiedzUsuńOlu u Ciebie to tak jak u mnie z tą miłością bywa,a bywa różnie 😉
OdpowiedzUsuńTwoje kolczyki są śliczne,dzięki że mi wzorek przypomniałaś,muszę sobie takie zrobić,piękny prezent dostałaś od Justynki i te sówki też superowe są 😃
Serdeczności przesyłam.
Piękne te koroneczki. Zawsze na jarmarkach, kiermaszach podziawm jak rękodzielniczki to robią, bo dla mnie to czarna magia :-)
OdpowiedzUsuńCudne kolczyki 😍
OdpowiedzUsuńPiękna jest ta Twoja miłość Oleńko, tworzysz prawdziwe "perełki". Urzekły mnie pierwsze kolczyki choć i pozostałe są niezwykle urokliwe.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam cieplutkie pozdrowienia.
Piękne kolczyki:) Oksydację srebra można wykonać w domu w kilka godzin -bez żadnych niezwykłych sprzętów. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne kolczyki:-)
OdpowiedzUsuńTo, że kochasz frywolitkę jest dla mnie oczywiste, wyobraź sobie że nawet pamiętam Twoja początki tej wielkiej miłości :-)
OdpowiedzUsuńOlu cóż mogę napisać - piękne są wyrazy Twojej miłości .
Pozdrawiam
Oj, ja też kochliwa jestem jeśli chodzi o świat rękodzieła :)A objawy Twojej frywolitkowej miłości baaaaardzo mi się podobają! Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńCudowne :)
OdpowiedzUsuńCudowne prace!
OdpowiedzUsuńPodziwiam frywolitkę u wszystkich i próbując dopasować ja do jakiejś milosci to u mnie jest platoniczna i raczej taka zostanie! Brawa dla Ciebie bo to żmudna praca, ale warto na pewno!!!:) sciskam ze słoneczka promieniami:):):)
OdpowiedzUsuńCzyli potwierdza się, ze trudno zdobywane miłości są najmocniejsze. Od tych pierwszych mało przyjemnych randek trochę czasu już upłynęło, i jeżeli w tamtych momentach widziałaś we frywolitce jakieś wady, to teraz ślad po nich zaginął, zostały jedynie zalety, które tak Cię uwiodły. Twoja biżuteryjna frywolitka jest po prostu przepiękna:))
OdpowiedzUsuńWszystkie są fantastyczne i warte uwagi. Pozdrawiam 😀
OdpowiedzUsuńZakochałaś się we frywolitce na "zabój " i to z wzajemnością :)
OdpowiedzUsuńŚliczne kolczyki :)
Śliczna ręczna robota:
OdpowiedzUsuńMiłość do frywolitki podziwiam, jak i samą frywolitkę. Tak frywolnie i pięknie przedstawia sie Twój post!
OdpowiedzUsuńCudowne prace:)
Miłością do frywolitki pałam niezmiennie, ale jest to miłość nieodwzajemniona.Mogę tylko liczyć na dobrą duszę, która o mnie pomyśli i coś przy pomocy frywolitkowego czółenka dla mnie wyczaruje.Piękne kolczyk, te z sówkami też.
OdpowiedzUsuńJa też zakochałam się we frywolitce, ale na razie platonicznie:)) I zapewne tak pozostanie, bo jakoś nie odważę się na zmierzenie się z tą techniką. Trzeba mieć dobry wzrok i stalowe nerwy:))
OdpowiedzUsuńPiękne kolczyki - wszystkie po kolei:))
Serdecznie pozdrawiam!
Piękne kolczyki, a te niebieskie w szczególności;)
OdpowiedzUsuńteż sie cieszę, ze wróciłyśmy do zabawy, bo inaczej frywolitka jeszcze by poczekała:)
pozdrawiam serdecznie i nie daj sie chandrze
Poszalalas z tą ilością😀. Widac miłość ogromna!
OdpowiedzUsuńLubię ten "przerombany" wzór. Jeden z pierwszych w moich skromnych dokonaniach frywolitkowych.
Piękne prace :))
OdpowiedzUsuńKochacie się wzajemnie, piękne dzieła wyszły:)
OdpowiedzUsuńA ja to się uśmiecham do ciebie o wzór na te małe czarne (poszukuję niezbyt trudnych do zrobienia, a lekko podłużnych) ;)
Nie mam wzoru, robiłam z jakiegoś zdjęcia na "czuja", ale postaram Ci się w wolnej chwili rozpisać i podesłać:-) Pozdrawiam:-)
Usuń