Chcieć to móc?

Ileż ja razy pisałam na tym blogu, że chciałabym nauczyć się szyć. Gadałam o tym szyciu namiętnie wykpiwając przy każdej okazji swój szyciowy analfabetyzm i na gadaniu się kończyło. Nie chodziło mi wcale o jakieś wielkie dzieła krawieckie a jedynie o proste posługiwanie się sprzętem, który od dwudziestu lat spoczywał na dnie szafy. Oprócz tego, że to jest maszyna do szycia nie wiedziałam o nim kompletnie nic. Te całe czary-mary związane z nawlekaniem nitki, mnóstwo magicznych gałek i jeszcze ta zawrotna prędkość;-) Zdecydowanie prościej było nawlec zwykłą igłę i powolutku pomachać ręką. Wszystko co do tej pory miało na moim blogu związek z szyciem było szyte ręcznie lub przy pomocy osób życzliwych. Ostatni raz o tym swoim szyciowym chciejstwie pisałam tutaj>> opowiadając o tegorocznych lawendowych zbiorach.  Obiecałam sobie, i przy okazji  Wam, że jak zbiory podeschną zmierzę się z demonem i zasiądę do maszyny, żeby zapakować lawendowy zapach do własnoręcznie, a właściwie "własnomaszynowo";-)  wykonanych woreczków.
Nie będę opowiadać o swoich przygodach z pierwszą szyciową próbą, aż tak "wyzwolona" nie jestem, żeby cytować publicznie wszystkie swoje głośno wypowiedziane podczas pracy przemyślenia. Stukot maszyny, zamknięte drzwi, głośna muzyka i kilka godzin nabierania doświadczenia, na całe szczęście - bez świadków. Uszyłam  osiem sztuk lnianych woreczków, takich najprostszych z możliwych, chociaż "proste", to nie jest chyba najlepsze określenie;-). Efekt oczywiście skromny, ale byłam tak dumna ze swojego dokonania, że nawet pozwoliłam sobie obdarować tymi "najrówniejszymi"  Marysię>>, mam  nadzieję, że w szafie będą ładniej pachnieć niż wyglądają, ale w końcu zapachowe woreczki są przede wszystkim od tego, żeby pachnieć.
Pierwsze trzy wyglądały tak:


Następne są troszkę mniejsze  i nawet udało mi się doszyć kawałeczki bawełnianej koronki.



Już umiem nawlekać nitkę i przetestowałam zastosowanie kilku tajemniczych gałek, mozolny trening i cała reszta  tajemnic maszyny ciągle przede mną, ale zapas ususzonej lawendy pozostał jeszcze całkiem spory.


Oczywiście nie wszystko trafi do woreczków, bo możliwości wykorzystania pachnącego suszu jest o wiele więcej.



Same bukieciki delikatnie przybrane są bardzo urokliwe. Lubię też wykorzystywać aromat lawendy  kulinarnie, ale o tym może opowiem przy innej okazji. Dziś niech tematem przewodnim pozostanie szycie, moje szycie;-)
 Pozdrawiam:-)

20 komentarzy:

  1. Olu, śliczniutkie są Twoje woreczki - proste i delikatne.
    Szkoda, że tak długo zwlekałaś z poskromieniem maszyny, bo poradziłaś sobie wspaniale.
    A ciasteczka piekę i ja - są przepyszne.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. kochana czepiasz się :) wyszły Ci bardzo ładne i zgrabne woreczki :) a maszyna do szycia wcale nie jest takim trudnym narzędziem wbrew pozorom i mam nadzieję że dalej się będziesz szkolić, bo dobrze Ci idzie :) pozdrawiam Cię ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i nie taka straszna ra maszyna c'nie😁
    Witaj kochana, buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Olu, woreczki od Ciebie całkiem prosto się trzymają i wcale nie zalegają w szafie.Żal je tam ukrywać, bo są doskonałą ozdobą salonu a przy tym pachną cudnie. Lawendulkę zużyję do ciasteczek lub muffinek a bukiecik powisi tam, gdzie go ostatnio widziałaś. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za te pachnące prezenty.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam. Jak widać nie taki diabeł straszny jak go malują!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to teraz Oleńko nie pozostaje nic innego jak dalej ćwiczyć i może nadrobisz nasze lekce?!
    z chęcią je dopiszę do naszej zabawy.
    Jak widzisz maszyna do szycia daje wiele możliwości, a wcale nie jet to takie trudne, ale tylko trening pomoże ci ją ogarnąć.
    Woreczki są świetne i nie widać żeby były Twoim debiutem, jak dla mnie są piękne
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczności uszyłaś! Pięknie wyglądają woreczki... i mówisz, że pierwszy raz?
    Ja swojego 31 letniego Łucznika też próbuję oswoić:))) Szatan nie maszyna - duża, ciężka, w wielkiej walizie, terkocze głośno - trochę jeszcze się jej boję, ale coraz częściej wyciągam z walizy:)
    Życzę kolejnych cudnych szyciowych tworków!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeny ale Ty marudzisz... przypomnij sobie jak pierwszy złapałaś za czółenko .. a teraz śmigasz z frywolitką aż furczy. Debiut szyciowy jest bardzo udany , wręcz bym powiedziała że szyjesz jak zawodowa krawcowa. Koroneczka przyszyta równiutko jak od linijki . Do tego cudny transfer napisów i powstały super woreczki. Ja jestem nimi zachwycona.
    Nie chowaj tego "strasznego smoka" tylko nadrabiaj lekcje szyciowe u Reni :-) Dasz rade, bo kto jak nie Ty ??
    Pozdrawiam i miłego dnia życze

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne te woreczki, jesteś wobec siebie za bardzo surowa. Ja za długo przetrzxmałam lawendę na balkonie w donicy o okropnie mi zaschła, a miałam w planach fajny susz do herbaty.Z zazdrością spoglądam zatem na Twój słoiczek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Woreczki uszyłaś jak prawdziwa krawcowa, zdolna jesteś po prostu i bardzo skromna.:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze podziwiam ilosc lawendowego suszu, niezwykle sporo!!! A woreczki cudne, nie dość ze to pierwsze, to jakie doskonale dopracowane i przemyślane...Kochana masz talent i do szycia, to widać! A nauka zawsze wymaga wysiłku :) ach pieknie tu u Ciebie i gratuluje!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaintrygowałaś mnie, gdy wspomniałaś o możliwości wykorzystania lawendy w kuchni - czekam na więcej (co z czym i do czego) :) Woreczki wyglądają przeuroczo, wspaniale uszyte, jak od doświadczonej krawcowej. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Śliczne rzeczy stworzyłeś. Bardzo mi się podobają.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Patrząc na Twoje woreczki wcale nie widzę byś robiła je pierwszy raz. Stworzyłaś piękne i praktyczne lawendowe dekoracje! Aż mam wrażenie, że czuję zapach lawendy :)
    Pozdrawiam serdecznie oraz dziękuję za odwiedziny na moim blogu i miłe słowa, Ania

    OdpowiedzUsuń
  15. Powinnaś być ogromie dumna, bo woreczki są boskie, uszyte przepięknie i ślicznie ozdobione. Lawenda zasługuje jedynie na taką cudowną oprawę. I dodatkowy Twój sukces, bo nareszcie po tylu latach (20!) zakończyłaś podły sabotaż tej niewinnej maszyny do szycia:))

    OdpowiedzUsuń
  16. Takie proste są najpieknięjsze, a jeszcze jeśli własnoręcznie uszyte to są najmilsze sercu.
    Pozdrawiam Olu:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Woreczki są cudne i trudno tutaj znaleźć jakieś mankamenty:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Taaak, chciać to móc, a Ty możesz wszystko. Czego nie dotkniesz, to zamienia się w piękno i tak jest i tym razem :-) Cudne woreczki, pięknie ozdobione i rewelacyjne zdjęcia :-) Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. O żesz Ty. Olu jestem pod wrażeniem. Pokonałaś smoka i uszyłaś cudowne woreczki. Ja tam troche sie z maszyna znam, ale jakos do tej pory chciejstwo mnie nie naszło, by coś uszyć. Widząc jednak te Twoje szyjatka zazdrość mnie złapała. Transfery cudniaste, koroneczka jak marzenie. Slowem debiut bardzo udany. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Widać, że polubiłyście się z igłą i nitką. Powstały piękne woreczki. Lawendowe bukieciki i u mnie się suszą i czekają na swoje opakowania 😃

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim, którzy pozostawionym słowem mobilizują mnie do pracy:)

Copyright © 2014 Papierolki , Blogger