Nauka bandażowania ;)
Nici, i to dosłownie:), z moich usilnych ćwiczeń nad tak modną ostatnio asertywnością, w dziedzinie rękodzieła nie umiem być asertywna. Znów dałam się skusić;-) Pomimo permanentnego braku czasu na wszystko, podzielając pomysł i zapał Justynki>> zafundowałam sobie bardzo szalony wypad do stolicy.
A w stolicy, oprócz Justynki oczywiście, przywitały mnie ciepła wiosna, soczysta zieleń i magnolie przed Pałacem w Wilanowie...
A w stolicy, oprócz Justynki oczywiście, przywitały mnie ciepła wiosna, soczysta zieleń i magnolie przed Pałacem w Wilanowie...
Dla porównania moja młodziutka magnolia
Bo u mnie niestety ciągle chłodno, a dziś nawet popadał śnieg z deszczem, więc wiosna lekko opóźniona. Na pocieszenie mam za oknem malutki wiśniowy sad:-)
Ale do rzeczy...
Nadrzędnym celem tego szalonego wypadu był organizowany w Muzeum w Wilanowie kurs koronki klockowej. Kiedy pierwszy raz oglądałam prace wytrawnych koronczarek pracujących na klockach miałam wrażenie, że jest to technika tylko dla wybranych, ale że swego czasu, dokładnie to samo sądziłam o frywolitce, więc postanowiłam jednak spróbować. Po przejechaniu przeszło siedmiuset kilometrów i bardzo długim, ale za to szalenie ciekawym dniu, mam przed sobą na stole takie coś... (wypchane pięknie pachnącym sianem:))
Nadrzędnym celem tego szalonego wypadu był organizowany w Muzeum w Wilanowie kurs koronki klockowej. Kiedy pierwszy raz oglądałam prace wytrawnych koronczarek pracujących na klockach miałam wrażenie, że jest to technika tylko dla wybranych, ale że swego czasu, dokładnie to samo sądziłam o frywolitce, więc postanowiłam jednak spróbować. Po przejechaniu przeszło siedmiuset kilometrów i bardzo długim, ale za to szalenie ciekawym dniu, mam przed sobą na stole takie coś... (wypchane pięknie pachnącym sianem:))
Wbrew pozorom ta plątanina klocków i nitek jest do opanowania (taką mam przynajmniej nadzieję). Ze względu na drobne niedogodności transportowe, to co dowiozłam do domu dziś nad ranem wyglądało zdecydowanie gorzej. Z pracy wykonanej na samym kursie niewiele dało się odratować, ale pracowicie rozplątałam nitki i dorobiłam kilka rządków, żeby sprawdzić czy czegoś się jednak nauczyłam. Śmiałyśmy się podczas zajęć, że zostaniemy autorkami cennego, ręcznie tkanego bandaża :-D, bo w zasadzie dokładnie tak wygląda efekt naszej pracy. To wprawka, czyli płócienko, które może stanowić osnowę do wykonywania różnego rodzaju wzorów
Oczywiście to dopiero początek przygody z koronką klockową, bo cały kurs składa się z pięciu części. Możliwości jakie daje ta technika mogłyśmy obejrzeć i "pomacać" na zajęciach. Czuję się bardzo zmotywowana tymi oględzinami i będę się chwalić na bieżąco naszymi postępami. Póki co, mam prawie miesiąc na utkanie bandaża w zadanych wymiarach.
Korzystając z miejsca chwilowego pobytu spotkałam się nie tylko z Justynką, ale także z Dorotą i jej Kotem :-)>>. Czas upłynął Nam przemiło na strawie i ciekawych dysputach, a że przecież jak to u rasowych rękodzielniczek, nie da się siedzieć zbyt długo bezczynnie, to gdzieś w międzyczasie, powstała cała góra misternych, papierowych wycinanek. Ta góra przyszła do mnie kusić...
Korzystając z miejsca chwilowego pobytu spotkałam się nie tylko z Justynką, ale także z Dorotą i jej Kotem :-)>>. Czas upłynął Nam przemiło na strawie i ciekawych dysputach, a że przecież jak to u rasowych rękodzielniczek, nie da się siedzieć zbyt długo bezczynnie, to gdzieś w międzyczasie, powstała cała góra misternych, papierowych wycinanek. Ta góra przyszła do mnie kusić...
No i teraz "nie ma to tamto", będę sobie w wolnych chwilach kleić kartki. Obiecuję, że jak tylko "odeśpię" te szaleństwa podróżnicze, zaczynam bardzo intensywne poszukiwania tych chwil.
Justynko i Dorotko bardzo dziękuję za spotkanie oraz opiekę nad zagubioną istotą z prowincji w wielkim mieście :-)
Pozdrawiam serdecznie i korzystając z niepogody i resztek niedzieli pędzę pospacerować po wirtualnym świecie, w który ostatnio bywam zdecydowanie zbyt rzadko.
Ola
Cała przyjemność po mojej stronie :-) bo to ja zyskałam super towarzystwo. A muszę tutaj głośno wspomnieć, że nie musiałam długo namawiać :-)
OdpowiedzUsuńA bandaż jest bardzo cenny i widzę, że przybywa, przybywa.
Pozdrawiam serdecznie z wiosennej stolicy :-)
to "najcenniejszy" bandaż świata ;-)
Usuńale wasz zapał chyba jeszcze cenniejszy
do talerza ciastek chyba się Justynce tak oczka nie cieszą jak do tego "bandaża" ;-)
Ja też chcę taki bandaż :) Zazdroszczę, eh
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was obie za te klocki . Jak patrze na te nitki i zwisające "kręgle" to podziwiam podwójnie a potrójnie podziwiam Cie Olu za ta podróż na drugi koniec Polski. Z drugiej strony zazdroszczę spotkania z dziewczynami i pięknej kupki scrapek . Jest mnóstwo bieli i zielonego więc mam cichą nadzieję :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajny kursik, napewno wszystko da się opanować :-) wiosnę masz piękną, maleństwo pięknie Ci zakwitlo:-)
OdpowiedzUsuńJejku, wyrazy podziwu. Coś wspaniałego tworzysz.
OdpowiedzUsuńMusiałam w "internetach" sprawdzić co to ta koronka klockowa :) Z zazdrością patrzę na Waszą naukę coraz to nowych technik robótkowych, muszę i ja rozszerzyć swoje możliwości :) Kartkowej motywacji też sporo otrzymałaś ;)
OdpowiedzUsuńNo to ja się bardzo cieszę, że nici:)) bo zawsze coś niesamowitego u Ciebie zobaczę, a teraz jest to coś nie tylko "dla wybranych". Jeśli chodzi o klockową, to byłam pewna, że to spisek koronczarek, wiadomo, że takich koronek nie robi się ręcznie... a tymczasem....
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu wygląda intrygująco, ale przecież kawałek koronki już jest:))
Karteczki powycinałyście przepiękne, nie wiem, jak możliwe nożyczkami tak pięknie wystrzyc papier!
Tego się nie wycina nożyczkami, tylko taką specjalną maszynką która przypomina maglownicę i kosztuje całkiem niemało;) Ja takowej nie mam wiec skorzystała z parku maszynowego i doświadczeń ekspertki od kartek :)
UsuńOlu już pisałam u Justynki, ale napiszę i tutaj- kursu zazdroszczę, bo u nas takowych nie ma, a klockową koronkę podziwiam równie długo co frywolitkę:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
przyjechała do mnie taka bida ze śpiworem pod pachą...myślę...pewnie, że przenocuję, i śpiwora brac nie musiała bo u mnie kołder dostatek;-)
OdpowiedzUsuńa ta mi tu "bandaze" demontruje...! I kto by pomyślał, że z tego takie cudne koronki będą! :-)
Dziewczyny, dziękuję za piękne spotkanie i zapraszam ponownie!
Matko jedyna ! To to coś da się opanować ???
OdpowiedzUsuńSame klocuszki robią wrażenie ... to powodzenia w tkaniu " bandaża " :)
Zawsze miło nauczyć się czegoś nowego a jeszcze milej spotkać z koleżankami. Z ciekawością Oleńko będę podglądać Twoje poczynania i czekam na pierwszą koronkę!
OdpowiedzUsuńTwoja magnolia młodziutka ale pięknie zakwitła.
Przesyłam uściski.
Ja też zazdroszczę kursu, mieszkam - jak to określam - na dzikim wschodzie i tutaj niczego takiego się nie organizuje, wszystkie techniki musiałam sama się uczyć z kursów internetowych. Koronka klockowa też mnie fascynuje, więc tym bardzie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńTo musiało być świetne i inspirujące spotkanie:) Koronka klockowa też jest na mojej liście do nauczenia:)) Będę zerkać na Wasze relacje z tym większym zainteresowaniem. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo, no Oleńko, to się zawzięłaś, teraz doba będzie musiała trwać bez końca. Koronki klockowe są piękne i technika bardzo stara, ale że skusiłaś się na taki kurs i to szacun wielki. Będę śledzić Twoje postępy w tej "bandażowej materii".
OdpowiedzUsuńUwaga na palce i nadgarstki, powodzenia życzę.)
Już te 700 kilometrów robi wrażenie!! Na prawdę zawzięłaś się na te klocuszki:) Bandaż wychodzi świetnie! Czekam na dalsze postępy:) Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuń