Nic, tylko płakać ;-)
Dawno mnie tu nie było. Taki czas. Odwyk od blogowego świata wymusiły obowiązki zawodowe. Zatopiona w stercie ankiet, sprawozdań i innych przedziwnych papierów (skąd ludzie biorą takie pomysły?) próbuję jakoś przebrnąć przez tą część mojej pracy, w której nie dostrzegam jakiegokolwiek sensu. Tym razem cała ta papierowa gonitwa doprowadziła mnie do płaczu i to dosłownie;-).
Złapałam taki paskudny katar, że od trzech dni świat oglądam tylko przez łzy i muszę Wam powiedzieć, że taki nieostry obraz rzeczywistości wcale mi źle nie robi, a wręcz przeciwnie. Chyba coś jest w powiedzeniu, że "zdrowo" sobie czasem popłakać.
Listopad powolutku dobiega końca, a ja mam jeszcze do odrobienia zadanie z naszej nauki makramy>> prowadzonej przez Asię>> W tym miesiącu Asia zaserwowała nam naukę "józefinki". Temat fajny, bo skojarzył mi się z motywami celtyckimi. Trochę poćwiczyłam na kolorowych sznureczkach ze swoich zapasów próbując skomponować jakąś bransoletkę, ale jakoś nic z tych moich "dzieł" nie przypadło mi do gustu. Postanowiłam przede wszystkim zaopatrzyć się w odpowiednio grube i sztywne sznurki zanim się czymś pochwalę. Plany zakupowe jakoś do tej pory nie wypaliły z braku czasu, więc żeby znów nie zaliczyć braku zadania pokażę Wam chociaż jeden drobiazg: józefinkowy wisiorek - sztuk jeden, czyli wersję minimalistyczną listopadowego zadania.
Mam nadzieję, że nasza kochana Pani Nauczycielka mnie z tym minimalizmem nie pogoni, ale jak by co, to ja mogę usprawiedliwienie napisać. W tworzeniu papierów mam ostatnio specjalizację ;-) Jeśli czas pozwoli, to może jeszcze coś bardziej kolorowego usupłam.
Na zakończenie chciałam Wam serdecznie podziękować za ogrom przemiłych komentarzy pod ostatnim czekoladowym postem i za wszystkie cenne porady w sprawie dyni. Melduję, że dynia została skonsumowana. Część w postaci bardzo smacznych placuszków z tartymi jabłkami (wersja słodka), bo te wydały mi się najprostszym rozwiązaniem.
A cała reszta sporej dyni zamieniła się w leczo, na które przepis dostałam od Ani (Pawanny) z bloga:
ogrod-mojekrzakiptakiinnedziwaki.blogspot.com>>
ogrod-mojekrzakiptakiinnedziwaki.blogspot.com>>
Wyszedł mi całkiem spory gar i planowałam, że będę miała ze dwa obiady, a tymczasem dyniowe leczo zostało wymiecione w jedno popołudnie ;-) Było pyszne!
Aniu, bardzo serdecznie dziękuję :-)
A ja zorganizowałam sobie kolejną dynię, bo przecież jeszcze zupę muszę wypróbować;-)
Nie bardzo już widzę co piszę, bo mam światłowstręt;-) więc kończę i bardzo serdecznie pozdrawiam.
Mam nadzieję, że przestanę wreszcie płakać i uda mi się z przyjemnością zatopić w blogowym świecie i nadrobić wszystkie zaległości.
Mam nadzieję, że przestanę wreszcie płakać i uda mi się z przyjemnością zatopić w blogowym świecie i nadrobić wszystkie zaległości.
Ola