Przegięłam...

Przegięłam...

i to ostro:) z moim zapałem do prac ogrodniczych. Wymyśliłam sobie zmiany w organizacji przydomowej przestrzeni zielonej i nie wzięłam pod uwagę, że to niestety, nie na moje, mocno nadwątlone ostatnimi czasy, możliwości fizyczne. Pomocników brak, bo jeden się całymi dniami uczy (nareszcie!) do matury, a drugi pracuje (nic nowego:)). Pies mi tylko dzielnie pomagał kopać, ale nie bardzo chciał słuchać, moich dyrektyw co do miejsca tego kopania. W każdym razie odchorowałam te swoje pomysły i to mocno, bo nawet na wirtualne spacery po blogach nie miałam siły i ochoty. Dziś już trochę lepiej, powoli wracam do świata żywych:).
Na niewiele przyjemności robótkowych mogłam sobie pozwolić, ale ręce lubię mieć czymś zajęte, więc po dziergałam sobie troszkę dla treningu, zatopiona w wygodnym  fotelu. Powstało kilka mniej lub bardziej pożytecznych drobiazgów, z moich włóczkowych resztek.







Nawet na ogród się dziś skusiłam, ale oczywiście czysto rekreacyjnie:) Pogoda przepiękna, powietrze rześkie i czyste od deszczu. Suszę mieliśmy u nas okropną, ale troszkę popadało, więc roślinki odżyły a ja nareszcie nie muszę biegać z konewką. Wiosna w pełni ...



No i moja budowla ogrodowa:) pod nią zakamuflowałam wielką blachę, którą przykrywane było szambo, dziś już nie używane, bo dotarła do nas cywilizacja i mamy kanalizację:).  Kamienista rabata, ze starym, znalezionym kiedyś w zapasach drewna pniem, która potrzebuje jeszcze trochę roślinek, ale sadzenie, to już będzie czysta przyjemność:)
 

Pozdrawiam serdecznie i bardzo Wam dziękuję za tyle przemiłych komentarzy pod moimi ostatnim, koszykowo-folkowym  postem.

Ola

Folk na płótnie ;)

Folk na płótnie ;)

W zabawie we wspólną naukę decu >> w tym miesiącu efekt płótna, a w Szufladzie>> mój ulubiony folk, obok którego nie mogłam przejść obojętnie. Postanowiłam pójść na łatwiznę i połączyć jedno z drugim, dorzucając wierność gazetowym splotom.Chciałam zrobić kolejne podejście do tacy, takiej jak ta>>, upleciona niedawno, tym bardziej, że komuś już obiecałam podobną. Problem był tylko jeden, nie mam więcej takich serwetek, muszę poszukać i dokupić, a  kwiecień niechybnie zmierza do końca, więc z zakupami mogłabym się nie wyrobić czasowo, o finansach nie wspominając:)
Postawiłam więc na to, co wygrzebałam w swoich skromnych serwetkowych zbiorach. Najpierw powstał  pleciony talerz, taki jak nasz rodzimy folk - kolorowy.
 






Będzie jak znalazł na ogrodowy stół, w końcu powolutku nadchodzi sezon kawowo- grillowy pod gołym niebem.
Nasz rodzimy folklor jest piękny, ale na pewno wkomponowanie go we wnętrza domu czy mieszkania nie jest łatwe. W modzie raczej biel, w porywach pastele. A folk to przecież bogactwo barw wszelakich, może dlatego tak rzadko gości w naszych domach. Z tych całych rozważań wziął się pomysł na drugi koszyk, taki który chyba łatwiej wpasować we wnętrza,  w każdym razie mnie się wkomponował całkiem fajnie i już swoje miejsce znalazł:)



 



Obie serwetki oczywiście naklejone na gazę.


Przyznam, że efekt płótna na koszykach wygląda super i podoba mi się dużo bardziej niż gładka błyszcząca powierzchnia, więc cieszę się bardzo, że tą metodę decu poznałam, dzięki  zabawie u Justynki>>  i Reni>>

http://paperafterhours.blogspot.com/2015/03/decoupage-krok-drugi.html

Dodam jeszcze tylko, że spód pokrywki i talerza też są przyozdobione, a ponieważ specjalnie nikt ich nie ogląda to spożytkowałam na te miejsca nie sam wzór serwetki, ale to co po nim zostało, czyli drugą warstwę serwetki, na której zawsze motyw delikatnie się odbija. Naklejałam te "spody" już po wypleceniu koszyka, więc nie wyszło idealnie, ale następnym razem będę mądrzejsza:)


Zastanawiałam się, która pracę wrzucić do Szuflady>>. Tam całe bogactwo pięknych, kolorowych prac (w  życiu bym nie umiała wybrać z tego najlepszych:)) więc ja postawiłam na folk w wydaniu czarno - białym.

http://szuflada-szuflada.blogspot.com/2015/04/wyzwanie-nr-4-polski-folklor.html

Zachęcam do obejrzenia, naprawdę warto.

Wszystkie zadania odrobione więc od jutra ogród, ogród i jeszcze raz ogród, a potem... rehabilitacja:)  

Pozdrawiam.

Ola


Paryska ścianka;)

Paryska ścianka;)

Kiedyś, dawno temu, gdy byłam  młoda, zdrowa i szczęśliwa;), udało mi się spełnić jedno z marzeń i wyjechać na kilka dni do Paryża. Pamiętam, że czekając na resztę towarzystwa na jednej z paryskich uliczek, zauważyłam przez szybę wystawową jakiegoś niewielkiego second-handu całą ścianę zawieszoną rozmaitej maści bluzeczkami z motywem koronki. Kiedy gościnnie na blogu Doroty>> pojawił się temat kolejnego, 13 zadania>> związanego z zabawą w "Oswajanie frywolitki"  prowadzoną przez Renię>> i Justynę>>, od razu przypomniała mi się ta koronkowa "ścianka". Pogrzebałam trochę w swoich letnich  koszulkach i t-shirtach, takich bawełnianych "zwyklakach" z cyklu " kup trzy zapłać za jedną" i wybrałam sobie ofiary moich frywolitkowych doświadczeń;)
Jako pierwszy, koronkową ozdóbkę frywolitkową wzbogaconą o guziczki;) dostał ciemno-fioletowy t- shirt. 


Oczywiście jako zupełna ignorantka w sprawach szycia zapomniałam przy supłaniu, że jakieś pikotki by się przydały, bo  trzeba koronkę jeszcze przyszyć do bluzki. Poradziłam sobie jak umiałam..., a z daleka moich artystycznych przeszyć nie widać;)


Przy kolejnych próbach już byłam troszkę mądrzejsza, użyłam cieńszego kordonka no i pamiętałam o pikotkach.





I moja "paryska ścianka" :)) w komplecie. 



I oczywiście banerek naszej zabawy z przekierowaniem do posta, gdzie można obejrzeć  pozostałe prace albo dodać swoją, jeżeli ktoś chciałby trochę posupłać i odświeżyć swoją garderobę. Ja mam  jeszcze pewne plany w tym temacie, ale te dni tak szybko uciekają...

http://landoflaces.blogspot.com/2015/04/zadanie-13-wspolna-nauka-frywolitki-w.html


A w ogrodzie kwiecień:)


 więc zmykam na niedzielny spacer z moim najwierniejszym towarzyszem psem, co prawda strasznie zawiewa dziś u mnie, ale ja mam całe życie pod wiatr, to niech sobie wieje:)

Pozdrawiam.
Ola

Fioletowy wisior.

Fioletowy wisior.

W zabawie w kolory w tym miesiącu fioletowo. W komentarzach do poprzedniego posta pojawiły się propozycje, że mój śliczny fioletowy palec, jako niewątpliwie moje własne dzieło powinnam zgłosić do zabawy. Niestety ten niecny plan spalił na panewce, bo palec zupełnie bez zapowiedzi, zmienił kolor na granatowy:) 
Więc na fioletowo, zamiast palca,  będzie u mnie tym razem frywolitka. Wysupłałam ten motyw na próbę i od razu skojarzył mi się z wisiorkiem. Dołożyłam trochę drewienka dla ozdoby i taki sobie, jasno-fioletowy, prosty wisior powstał.
 




Lubię fiolet, nawet bardzo:) i to chyba we wszystkich odcieniach, od jasnego lila po ciemny śliwkowy. Ten kolor od razu kojarzy mi się z zapachem lawendy i bzu, który rośnie u mnie pod płotem. Na te atrakcje ogrodowe  musimy jeszcze trochę poczekać, ale u mnie już fioletowo...


A dziś pstrykając fotki odkryłam, że moja młoda glicynia, dzięki ciepłej zimie,  ma całe mnóstwo dorodnych pąków kwiatowych.
Kiedy zakwitną (mam nadzieję, że żaden mróz już ich nie dopadnie) będzie prawdziwa fioletowa uczta...

Idę nakarmić naszego Stefana, a miłośników fioletu zapraszam do Danusi.

http://danutka38.blogspot.com/2015/04/cykliczne-kolorki-kwiecien.html

Co do kumpla Stefana, to mnie się od razu skojarzyło z hipopotamem, jak w wierszu Brzechwy. Tam co prawda, żaba to "ona", ale w dzisiejszych czasach chyba nie ma to specjalnego znaczenia ;)

Pozdrawiam:)
Ola



W niedzielne popołudnie.

W niedzielne popołudnie.

Pogoda za oknem przepiękna, chociaż  to wczorajsze ciepełko poszło sobie gdzieś i zawiewa lekko chłodem. Zaszalałam wczoraj ostro w ogrodzie. Dziś  oczywiście niczym ruszać nie mogę, no może poza głową, ale i to muszę robić ostrożnie. 
Na dodatek "kopałam się" wczoraj z kamieniem i mam śliczny kolorowy palec u nogi, na fioletowe wezwanie jak znalazł, tylko nie wiem czy to podpada pod  hande - made:). Palec oczywiście trochę urósł i z niedzielnego spacerku wiosennego nici, bo bez butów jeszcze trochę zimno. Cóż mi pozostało..., w to pięknie wiosenne niedzielne popołudnie, kiedy kto żyw (i zdrów) ucieka z domu delektować się wytęsknioną wiosną, ja postanowiłam napisać posta:) Kiedy już znowu ruszę w ogród, będzie zdecydowanie mniej czasu na takie przyjemności.
Zacznę tradycyjnie, od papieru, czyli  niewielkiej kolorowej miseczki, która powstała w ramach poświątecznego odpoczynku. Powędrowała do Akrimeks>> jako mała niespodzianka, za rozwiązanie mojej blogowej zagadki>>. Powinna już być na miejscu, więc mogę  ją pokazać. 
Jak ja się cieszę, że znów można pstrykać fotki na dworze:)





A na tej domowej fotce, widać, że to naprawdę maleństwo;)
Wczoraj wieczorem, kiedy wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, zatopiłam się w fotelu i trochę podziergałam na pastelowo. Z moich włóczkowych resztek takie sobie, zwykłe pdkładeczki pod kubeczki powstały.





Pozdrawiam serdecznie i zmykam chociaż trochę pospacerować po trawniku przydomowym, z nadzieją, że żaden kamień, już mi się nie napatoczy pod nogami:)

Ola

Przedświąteczne porządki.

Przedświąteczne porządki.

I po Świętach..., a przed jak wiadomo trzeba było zrobić porządki, za którymi chyba nikt specjalnie nie przepada, więc dlatego ten porządkowy post odłożyłam na czas poświąteczny, kiedy już nikogo czytanie o sprzątaniu, nie powinno specjalnie denerwować:) 
Ogarniając świątecznie dom nie zapomniałam o miejscu, w którym spędzam ostatnio dużo czasu. W ramach odpoczynku od przedświątecznego mycia, prania, odkurzania i innych "przyjemności" postanowiłam zorganizować sobie przestrzeń na moim blacie roboczym. Zabierałam się do tego już nie raz,  ale zawsze coś mnie skutecznie odciągało. Tym razem zmobilizowało mnie wezwanie w Kreatywnym Kufrze zatytułowane "Organizer">>

Pierwszy pomysł był prosty i oczywisty - kilka równych koszyków, bo do tej pory też były koszyki, a raczej ich chaotyczna zbieranina. Z tymi koszykami był jeden problem, kiedy zabieram się do wyplatania to zazwyczaj potrzebuję sporo miejsca na blacie i te kosze i koszyczki  lądowały pod biurkiem,  sztuka po sztuce:) Postawiłam więc na coś innego, też papierowego. Przejrzałam swoją zbieraninę pudełek, kartoników, rolek, tubek itp. i po kilku przymiarkach skomponowałam sobie organizer "łatwo- przenośny". Do oklejenia pudełek wykorzystałam stare dżinsy a jako wielbicielka słowa drukowanego, całość przyozdobiłam metkami;) Metki wszelakie przy ubraniach zawsze mnie gryzą, wiec pierwsze co robię po zakupach, to pilnie wycinam metki. Kiedy odkryłam, co z takich metek potrafi zrobić kreatywny artysta (zobaczcie sami>>) to przestałam je wyrzucać i zbieram:))
No to pora na prezentację:)





A tak się komponował...

i metamorfoza blatu:)


Święta..., cóż minęły, jak zwykle zbyt szybko i niepostrzeżenie, pozostawiając po sobie trochę ciepła domowego i wspomnienia. Tematem najbardziej newsowym była oczywiście pogoda. U nas na same Święta się  nawet wypogodziło, ale temperatura i wiatr skutecznie odstraszały od spacerów, więc najwięksi desperaci i właściciele psów mogli podelektować się nieobleganymi deptakami. Ja skorzystałam, pies się domagał:). A że mamy przy promenadzie nad jeziorem niebieską atrakację wiosenną, to zapraszam na spacer...






Było przepięknie i bardzo spokojnie, do czasu kiedy moja psina...

 

 odkryła nagle swoje myśliwskie pochodzenie i zamiast delektować się pięknym ptactwem...




postanowiła zapolować  i nie zwarzając na temperaturę zafundowała sobie kąpiel w jeziorze. 
W końcu Śmingus - Dyngus musi być:)

Dzisiaj już zdecydowanie czuć wiosenne ciepełko, więc pozdrawiam ciepło:)
Ola


Copyright © 2014 Papierolki , Blogger