Przegięłam...
i to ostro:) z moim zapałem do prac ogrodniczych. Wymyśliłam sobie zmiany w organizacji przydomowej przestrzeni zielonej i nie wzięłam pod uwagę, że to niestety, nie na moje, mocno nadwątlone ostatnimi czasy, możliwości fizyczne. Pomocników brak, bo jeden się całymi dniami uczy (nareszcie!) do matury, a drugi pracuje (nic nowego:)). Pies mi tylko dzielnie pomagał kopać, ale nie bardzo chciał słuchać, moich dyrektyw co do miejsca tego kopania. W każdym razie odchorowałam te swoje pomysły i to mocno, bo nawet na wirtualne spacery po blogach nie miałam siły i ochoty. Dziś już trochę lepiej, powoli wracam do świata żywych:).
Na niewiele przyjemności robótkowych mogłam sobie pozwolić, ale ręce lubię mieć czymś zajęte, więc po dziergałam sobie troszkę dla treningu, zatopiona w wygodnym fotelu. Powstało kilka mniej lub bardziej pożytecznych drobiazgów, z moich włóczkowych resztek.
Nawet na ogród się dziś skusiłam, ale oczywiście czysto rekreacyjnie:) Pogoda przepiękna, powietrze rześkie i czyste od deszczu. Suszę mieliśmy u nas okropną, ale troszkę popadało, więc roślinki odżyły a ja nareszcie nie muszę biegać z konewką. Wiosna w pełni ...
No i moja budowla ogrodowa:) pod nią zakamuflowałam wielką blachę, którą przykrywane było szambo, dziś już nie używane, bo dotarła do nas cywilizacja i mamy kanalizację:). Kamienista rabata, ze starym, znalezionym kiedyś w zapasach drewna pniem, która potrzebuje jeszcze trochę roślinek, ale sadzenie, to już będzie czysta przyjemność:)
Pozdrawiam serdecznie i bardzo Wam dziękuję za tyle przemiłych komentarzy pod moimi ostatnim, koszykowo-folkowym postem.
Ola