Kamień, frywolitka i czółenko:)

Kamień, frywolitka i czółenko:)

Powoli zaczynam jako tako operować czółenkiem i powiem szczerze, iż nauka wymaga zdecydowanie dużo więcej cierpliwości, niż w przypadku igiełki, ale uważam, że efekt wart zachodu. Koronka jest delikatna, mimo dość grubego kordonka. 
Ponieważ dziś ostatni dzień stycznia więc rzutem na taśmę pokażę Wam swoje pierwsze czółenkowe "dzieła", które wpisują się w styczniowy temat zabawy w oswajanie frywolitki. Justyna>> wymyśliła zadanie "Zamykamy kamień we frywolitkę">>. Temat na początku wzbudził moje lekki przerażenie, a potem wciągnął na maksa:) Moje pierwsze próby już pokazywałam tutaj>>. Dzisiaj trochę inaczej, bo kamienie - pastylki są oplecione tylko wkoło, czyli umocowane na nitce przeciągniętej przez frywolitkę, a nie w samej koronce. Pierwszy kamień - lepidolit - oplotłam czarnym kordonkiem i dodałam trochę koralików. Kilka prób zaliczyłam, zanim udało mi się pogodzić czółenko i koraliki:)




Drugi niewielki wisiorek, to opleciony na niebiesko minerał o romantycznej nazwie "noc kairu". Tutaj poszło trochę gorzej, bo do kółeczek trzeba było usupłać łuki, które we frywolitce czółenkowej, robi się na innej nitce. Kamień pięknie połyskuje, co raczej trudno uchwycić na zdjęciach, rzeczywiście przypomina nocne niebo, czy Kairu, to nie wiem, bo nie byłam:)




Łuczki na razie lekko krzywe, ale i tak jestem dumna z siebie, że udało mi się choć trochę oswoić czółenko:)


Pozdrawiam:)
Ola
Czarno na białym.

Czarno na białym.

Dzisiaj będzie tylko papierowo, bo zawzięłam się na trenowanie frywolitki czółenkowej i trochę wody upłynie, zanim z tego treningu wyjdzie coś konkretnego.
Jeszcze podczas przedświątecznych zakupów  w pewnym supermarkecie udało mi się złowić sporą ilość ulotek na czarnym papierze. Czarne rurki to rzadki towar, więc długo dumałam, co też z nich można popleść i jakoś nic mi do głowy nie przychodziło, poza połączeniem czarnego  z białym, bo takie kontrastowe połączenia bardzo lubię. W ten sposób kilka czarnych  i białych rurek powędrowało do szarej miseczki.




Drugi pomysł, był już zdecydowanie mniej dobry, ale postanowiłam się nim "pochwalić" żeby było widać czarno na białym, że nie zawsze wszystko wychodzi. Miał być prosty koszyk z przykrywką i czarnym wykończeniem a wyszło...




coś na kształt garnka, nic tylko ziemniaczki wrzucić i gotować:) Garnek powędruje zapewne do jakiejś szafy, żeby mi się specjalnie w oczy nie rzucał. Zapas rurek jeszcze jest...


a wśród nich taki oto rozgrzewający, ognisty zestaw kolorków:) w sam raz na zimowy wieczór. Tylko gdzie ta zima?


Pozdrawiam serdecznie:)

Ola
Nitki, dżins i papier.

Nitki, dżins i papier.

Zasupłałam się w tych niteczkach. Ciągle coś plątam i próbuję gonić za ideałem, sama nie wiem, skąd we mnie te pokłady cierpliwości i zapał do nauki ;)  Na razie jestem wierna igiełce, a prace nad okiełzaniem czółenka postępują, chociaż powoli:) 
Zachęcona wezwaniem u Doroty>>, która tworzy takie cudeńka, że aż dech zapiera, tym razem "powalczyłam" z serduszkiem. Pierwsze serduszko, którego wzór wygrzebałam tutaj>>,  usupłałam z dość cieniutkiego kordonka i nawet wyglądało całkiem ładnie do momentu, kiedy nie zostało przyszyte do innego serducha. 
Serducho "uszyłam;)" z dżinsu, który został mi po moich ostatnich ekscesach z szyciem>> i wypełniłam lawendowym suszem z jesiennych zbiorów. Albo koroneczka zbyt cieniutka, albo moje umiejętności posługiwania się igłą  mierne, bo  serduszko frywolitkowe trochę straciło fason:) 

 




Jak widać, juz usupłałam następne, według tego samego wzoru, ale tym razem z grubszego kordonka. 

Będą pewnie kolejne pachnące lawendą serducha, ale tym razem już nie z dżinsu, którego obróbka trochę mi obrzydła, bo to dość ciężka materia do szycia ręcznego.
Pachnące serduszko dorzucam do zabawy, ale mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wymyślić coś lepszego;) tym bardziej, że praca  może być w dowolnej technice.


http://landoflaces.blogspot.com/2015/01/serduszkowe-wyzwanie-juz-na-nowym.html


Mimo zauroczenia frywolitką o moim kochanym papierze też pamiętam i z radością wracam do wyplatania, kiedy  nauka supłania nie bardzo mi idzie. Najchętniej wtedy, kiedy zabieram się za czółenko:)
Więc na deser  kolorowy "dzbanuszek",  jak go nazwała właścicielka;)





Pozdrawiam:)
Ola
Kamień (z recyklingu) i frywolitka, czyli szkoła cierpliwości:)

Kamień (z recyklingu) i frywolitka, czyli szkoła cierpliwości:)

Połączyć kamień (lub cokolwiek innego) z frywolitką, takie zadanie domowe wymyśliła na ten miesiąc  Justyna>> w ramach wspólnej nauki w zabawie "Oswajanie frywolitki">>. Okrasiła wszystko pięknymi inspiracjami, które dla mnie wyglądały tak nieziemsko, że sama nie wiem, czy bardziej mnie przeraziły, czy zmotywowały:) Bo ja nawet z koralikami jeszcze nigdy nie próbowałam supłać, a tu od razu kamień i to duży...
Pierwsza myśl... nie mam kamieni... nic prostszego, trzeba kupić... ale jakie? Wybór ogromny, ceny niemałe  a jak nic mi  z tego nie wyjdzie, to zostanę z kamieniami i dziurą  w budżecie. Postanowiłam więc, zanim zabiorę się za "prawdziwe" kamienie, potrenować na odpadach. Poszukałam w swoich zbiorach i znalazłam jakąś blaszkę z ornamentem, kamienne serduszko z wisiorka, który bardzo lubiłam i tak często nosiłam, że się rozleciał i różnej maści korale i koraliki. Niech żyje zbieractwo:)
Podejść było kilka, jeśli nie kilkanaście, bo stale coś robiłam nie tak, ale przecież na tym polega nauka. 
Blaszkę postanowiłam otoczyć czarnym wzorem i dodać jakieś koraliki. Nie miałam dostatecznie cienkiego kordonka, więc zmierzyłam się jedwabnymi nićmi. Efekt dają rzeczywiście ładny i delikatny (na zdjęciach nie bardzo to widać), ale w obróbce są dość trudne, bo śliskie, więc moja cierpliwość została wystawiona na podwójną próbę. A efekt...

 



nie jest idealny, i co nieco bym jeszcze poprawiła,  ale nici się skończyły (na szczęście:))

Z obrabianiem serduszka, też lekko nie było, bo dość solidne i grube z mocno zaokrąglonymi brzegami nie bardzo chciało mi w tej frywolitce siedzieć. Po trzech próbach postanowiłam, że nie jest najgorzej i mam dość:)




Wczoraj oglądając mecz piłki ręcznej,  trochę się pobawiłam ze zwykłym dużym koralikiem. Efekt na razie mniej więcej taki, jak wynik meczu, ale następnym razem będzie lepiej, czego życzę sobie i naszym szczypiornistom.


Powiem szczerze, że mimo, iż szło mi opornie to strasznie mnie ta zabawa z koralikami i kamieniami wciągnęła. Na banerku zabawy jest przepięknie oprawiony przez Dorotę>>  plaster agatu i taki wisior mi się marzy :)

Zakupy już poczyniłam, kamienie zamówiłam i zapewne to nie koniec moich prób, tym bardziej, że lubię jak mi coś wisi u szyi:)


Dziękuje serdecznie za ogrom komentarzy i wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem. 
Biegnę nadrabiać blogowe zaległości, bo widzę, że wszędzie praca wre i szkoda by było coś przegapić. 
Pozdrawiam:)
Ola

Ola szyje ;)

Ola szyje ;)

ale tylko wtedy kiedy musi i wiedzą o tym wszyscy domownicy, że od szycia w domu jest babcia albo pogotowie krawieckie. Ola ma nawet w domu całkiem niezłą maszynę do szycia, która stoi pięknie zapakowana, żeby się nie kurzyła i stanowi dla niej odwieczne wezwanie.
Takie są fakty..., szyć nie potrafię i  nie lubię. Jeżeli już muszę to szyję ręcznie, machając pracowicie igiełką,  kłując się po paluchach i klnąc pod nosem, bo igła mnie "parzy";)
Ostatnio dużo czasu przychodzi mi spędzać w kolejkach. Mam wtedy ze sobą coś do poczytania i jakąś frywolitkową robótkę, żeby ten czas mijał szybciej i nie był taki do końca bezowocny. Pakując kiedyś ten swój frywolitkowy sprzęt wpadłam na pomysł, że jakiś fajny, niewielki woreczek by mi się przydał. Taki który pomieści kordonek, igiełkę, szydełko i  nożyczki a przy okazji będzie na tyle solidny i gruby, że ani szydełko, ani igła nie będą z niego wychodzić bez pytania i błądzić po mojej przepastnej torebce.
Jakiś czas temu pomysł zrealizowałam i uszyłam sobie woreczek do robótek. W zasadzie wcale nie chciałam go pokazywać na blogu, bo to żadne wybitne dzieło krawieckie nie jest, ale że wszędzie ostatnio strasznie niebiesko, z powodu zabawy w kolory organizowanej przez Danusię z bloga: danutka38.blogspot.com>>  to ja wielbicielka tego koloru postanowiłam się w końcu  przyłączyć do tej  zabawy i pokazać Wam mój niebieski, dżinsowy komplecik.

 


Woreczek powstał z nogawki od starych dżinsów, więc zszywanie boków nie było konieczne. Rozporki w nogawkach po podwinięciu doskonale nadały się na tunel dla sznureczka.


Żeby wszystko ładnie "stało" w razie potrzeby, to wymyśliłam sobie swój autorski sposób na dno:)

Jest to "dzieło" w stu procentach hande-made:)) bo całość oczywiście uszyta ręcznie, co dobrze widać po jakości ściegów.  Nawet sznureczek, to własnej roboty łańcuszek szydełkowy.


Tak mnie to szycie wciągnęło, że niejako z rozpędu uszyłam sobie do kompletu etui na telefon. Przyozdobiłam całość moimi pierwszymi, dość nieudolnymi próbami frywolitkowymi, przynajmniej się nie zmarnują:)



Zgłaszam mój komplecik do zabawy, do której już nieraz chciałam dołączyć, ale jakoś nigdy nie mogłam zdążyć:)

Niebieski kolor bardzo lubię, szczególnie w wydaniu odzieżowym (kocham dżins:)), ale mam również duży sentyment do niebieskich kwiatów. Z polnych chabrów, co roku muszę uzbierać przynajmniej jeden bukiecik do wazonu a moja  niebieska hortensja ogrodowa (gościła na blogu>>)  nie bez przyczyny rośnie w kąciku, w którym najchętniej wypoczywam latem.
 
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje za wszystkie ciepłe słowa, które po sobie zostawiacie, a jeżeli kiedyś na tym blogu zobaczycie tytuł "Ola haftuje" to biegnijcie do sklepu po zapasy wody i jedzenia, bo świat się kończy:))





 Zatęskniłam ...

Zatęskniłam ...

... za papierem, i to tak bardzo, że kupując bilet w kiosku zafundowałam sobie gazetę, patyczki  i klej, żeby mieć się czym zająć, w kolejne długie  zimowe popołudnie, które przyszło mi spędzić z dala od domu (nie sądziłam, że patyczki do szaszłyków, można kupić w kiosku, ale widać duże miasta mają swoje zwyczaje:)). Wiele z tej jednej gazety zrobić się nie dało, ale na poprawę nastroju wystarczyło i tak powstał kolejny maluszek. Polakierowałam go wczoraj po powrocie do domu i rozweseliłam serduszkiem, które dostałam od Mikołaja (Mój Mikołaj urzęduje tutaj :)) >>




We wczorajszy weekendowy wieczór jeszcze jedną miseczkę uplotłam. Miseczki to chyba moja specjalność, uwielbiam je wyplatać, mało tego, całkiem niedawno miałam problem  z upleceniem prostego koszyka, bo jakoś tak sam mi się ciągle pękacie zaokrąglał:). 





Tego bąbla będzie można już za chwilę sobie wylicytować tutaj>> więc jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam.
 Pozdrawiam  tak słonecznie jak dziś u mnie za oknem i zmykam, bo czas się pakować :(

Ola
Copyright © 2014 Papierolki , Blogger