Lampa i prawo serii.
Znacie zapewne powiedzenie "nieszczęścia chodzą parami", w wersji matematycznej nazywa się to prawem serii i dotyczy zarówno zdarzeń szczęśliwych, nieszczęśliwych jak i obojętnych. Mam za sobą tydzień z prawem serii w tle:). Najpierw ten nieszczęsny remont, który miał się już dawno skończyć, ale trwa sobie w najlepsze bo stale się okazuje, że jeszcze trzeba coś wymienić, naprawić, załatać itd. a potem dopiero zrobić to, co miało być zrobione na początku, czyli pomalować:). Urlop się skończył, więc jakoś trudniej to wszystko ogarnąć, bo czas przecieka przez palce. Na dodatek bardzo niespodziewanie okazało się, że czeka mnie szpital i bliskie spotkania z chirurgią. W tym szpitalu miałam wylądować już w czwartek rano, ale mój organizm trochę się zbuntował od tych stresów i w ten sposób największa "atrakcja" tygodnia została przełożona o kilka dni.
Dla mnie najlepsze na stres i głupie myśli jest moje wyplatanie, więc aby za dużo nie myśleć, zabrałam się za zrobienie sobie lampy do małego wąskiego korytarza, który mam przy wejściu do domu, i który w ramach prac remontowych miał zostać pomalowany (może do zimy zdążymy:)). Tak oto powstał mój pierwszy okrągły, ażurowy abażur. Zdjęcia dość kiepskie, bo u nas dziś pochmurno, ale tak już chyba będzie coraz częściej, wiec uznałam, że nie będę czekać.
Kształt nie jest idealnie kulisty, ale taki lekko "wysmuklony" chciałam mieć, bo pomieszczenie jest dość wąskie. Na razie lampy nie mogę zawiesić w jej miejscu przeznaczenia, ale jak tylko remont się skończy to pokażę Wam jak się prezentuje na suficie.
Jutro obiecuję nadrobić zaległości remontowe i pobiegać po blogach, bo jak widzę sporo się dzieje.
Pozdrawiam cieplutko i zmykam kibicować siatkarzom:)